Pomimo, że profesjonalnie prowadzony trening sportowy pod kątem zawodów w tym sezonie wchłonął bez reszty znaczną część najmocniejszych narciarzy KW, a pandemia wciąż rzucając kłody pod nogi nie zachęcała do opuszczania kraju, potrzeba podboju nowych gór nie dawała spokoju, stąd dość łatwo było zebrać 11-osobową ekipę na pierwszy z cyklu wyjazdów eksploracyjnych 2022. Nazwaliśmy się brawurowo: “Grupą Eksploracyjną Bałkany” i choć potrzeba “dzikości” i “innowacyjności” była ogromna, na pierwszy cel wybrano z powodów dość przyziemnych Rumunię, która oprócz rozsądnych kosztów i braku konieczności wcześniejszych rezerwacji lotniczych przede wszystkim pozwalała na nieopuszczanie Unii, co w czasach Covidu eliminowało znacząco ryzyka ugrzęźnięcia na kwarantannach.
Zapał do podboju Bałkanów perfidnie podsycał swoją prezentacją a potem podsyłanymi foto-relacjami ich miłośnik i znawca: Tomek Pawłowski, aczkolwiek na naszą wyprawę osobiście się nie wybrał, za to przekazał precyzyjnie wskazówki które pozwoliły skutecznie “zaorać” 2 niesłychanie interesujące grupy górskie.
Aby krótko opisać charakter gór, zaryzykuję porównanie do polskich miejscówek: leśne stoki do wysokości ok 1800npm jak na Pilsku tylko większe i bardziej puszyste, a 1800-2500 jak Tatry Wysokie, ale granie bardziej przewiane, choć później udało się znaleźć żleby w odpowiednich wystawach z dobrym śniegiem. Podkreślę, że tuż przed wyjazdem do Rumunii czyli w analogicznym okresie śniegu na Pilsku było zdecydowanie mniej, może to zasługa klimatu, może nieco większej nieco wysokości a może tego ze granica lasu przebiegała nieco wyżej. Zjazdy po lesie przypadły nam szczególnie do gustu, choć momentami niebanalne a wręcz niebezpieczne, myśl o tym jak skończył Azja Tuchajbejowicz często nam towarzyszyła…
Rumunia – zgodnie z zapewnieniami Tomka – przyjęła nas życzliwie i gościnnie, zapewniając równocześnie komfort cywilizacji na miarę XXI w.: w sklepach na półkach podobne marki jak u nas, noclegi dolo się znaleźć przez booking.com, a równocześnie gospodarze nie krzywili się na dodatkowe osoby na karimatach. Lokalną atrakcją były też psy, które wbrew naszym wysiłkom nie chciały pozostać w domu, towarzysząc nam aż do zalodzonej grani 2500npm, podnosząc adrenalinę na zjazdach np. plącząc się pod nogami.
Bazę noclegową dla gór Parâng stanowi miasteczko Petrosani, gdzie był spory wybór noclegów, choć niewątpliwie łatwiej było znaleźć cos w tygodniu niż na weekend, zwłaszcza dla większej grupy. Ostatecznie na 3 noce udało się zarezerwować 2 pokoje w dużym schronisku / pensjonacie: Cabana Groapa Seaca na wysokości 1200, co pozwoliło wykonać wszystkie 3 wycieczki bez podjeżdżania samochodem. Solidna pokrywa śnieżna zaczynała się poniżej schroniska, można było się przemieszczać wyłącznie na nartach.
Najciekawszą wycieczką był najwyższy szczyt Munţii Parâng o nazwie: Parângul Mare (2519). Wycieczka dnem doliny przyjemna i łatwa, jedynie ostatnie 300m podejścia bardzo trudne, nie ze względu na stromość ale twardość, harszle i raki mocno się przydały.
Po drodze minęliśmy urokliwy Refugiul Agatat (1690) z miejscem do spania dla 8-10 osób, dostępny, bezobsługowy i bez jedzenia, za to w świetnym miejscu wypadowym. Warto skorzystać na przyszłość…
Kolejne 3 dni eksplorowaliśmy Retezat.Zainstalowaliśmy się na 2 noce w miejscowości: Mălăeşti w bardzo komfortowym pensjonacie: Pensiunea Narcisa (polecamy!). Po twardej lekcji z Parângul Mare a także ze względu na lekko przedłuzony przejazd do innej grupy górskiej zrezygnowaliśmy ze zdobywania najwyższego szczytu: Peleaga (2509) i malowniczej i z daleka widocznej góry Retezat (2482). Chcieliśmy za to wyjśc na grań ciągnąca się od Peleagi i w razie sprzyjających warunków zdobyć sąsiedni szczyt Custura Bucurei (2369).
Tylko nieliczni pozostali wierni planowi, zdobywając grań, albowiem większość grupy dostała freeridowego szału widząc pięknie wysnieżone, puszyste zjazdy z grani Culmea Stanisoara. Spontaniczny pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, wariantów zjazdów o wycenie Tatrzańskiej 2-3 było wiele, każdy mógł założyć swoją linię, niektórzy załozyli ich po dwie, w porywach nawet do trzech.
Podchodzac doliną minęliśmy duże schronisko Cabana Gențiana, spotkaliśmy tam wielu “localsów”, bardzo przyjemna atmosfera, ale obsługa zastrzegała że nie wolno im prowadzić kuchni dla turystów, tam też trzeba by wyjść z własnym jedzeniem, aczkolwiek ze schroniska na tej wysokości dałoby się wykonać wiele szczytowych zjazdów.
Kolejny dzień próbowaliśmy eksplorować okolice sztucznego jeziora Gura Apelor – tu niestety źle oceniliśmy odległości i warunki śniegowe, nieco niższe położenie, południowe wystawy a do tego ograniczone możliwości dojazdu z powodu zimowego zamknięcia leśnej drogi do końca marca spowodowały że dojście do dobrze zaśnieżonych stoków było za długie jak na 5-ty, lekko kryzysowy dzień kondycyjny. Eksplorowaliśmy solidnie leśną drogę, większość wycofała się po 8km płaskiego, głównie ze względu na popołudniowa godzinę, ale najwytrwalsi dotarli do stoku i wykonali uczciwy zjazd z wysokości 1900m. Wiele ciekawych zjazdów w tym rejonie byłoby możliwych gdyby się zanocowało w dolinie – mijaliśmy cabany, ale wyglądały na zamknięte.
Wyjazd odbywał się w entuzjastycznej i radosnej atmosferze, nie tylko dzięki otwartości rumuńskich gospodarzy, ale przede wszystkim dzięki uczestnikom. Drastyczne wieści z broniącej się Ukrainy dotarły z dużym opóźnieniem i nieco zaburzyły wyjazdową sielankę, ale nawet mając świadomość tego co się dzieje u sąsiadów pozwoliliśmy sobie ostatni dzień nacieszyć się puchem, aby po powrocie podładowani pozytywną energią zająć się pomocą humanitarną. Nie każdy tak jak Tomi pojechał sam z transportem albo mógł przyjąć rodziny do siebie do domu, ale każdy dorzucił od siebie co mógł.
W dzień wyjazdu do Polski część grupy zdecydowała się na półdniową wycieczkę do doliny Stevia, zaczynającej się w miejscowości Rausor i podchodzącej pod szczyt Retezat. Wykonaliśmy wprawdzie tego dnia tylko jeden zjazd z pomniejszego szczytu w grzbiecie prowadzącym na górę Prelucele, ale widoczność tego dnia pozwoliła stwierdzić, że dolina ta oferuje wiele możliwości zjazdów o różnych wystawach. W Rausor – na wysokości ponad 1100 m n.p.m. – znajdują się wyciąg narciarski, parking, kilka restauracji i miejsc noclegowych. Miejscowość ta może stanowić dobrą bazę wypadową na kilka wycieczek w okolicy.
Podsumowując: pewne rozczarowanie może budzić, że to co szumnie nazwaliśmy w Klubie EKSPLORACJĄ było wyjazdem do wygodnych pensjonatów z booking.com, z mapy.cz i GPS’em w dłoni. Owszem, celem były szybkie wycieczki i zjazdy na lekko w dobrym śniegu, jedynym czynnikiem podnoszącym trudność w planowaniu był brak zasięgu komórkowego w Parâng, pojawiał się on na grani, gdzie jednak z powodu wiatru i mrozu trudno było korzystać z telefonu. Za to dobry śnieg oraz walor nowości, ciekawość lokalnych kultur, nieco innych od znanych nam z Alp spełniły nasze oczekiwania.
Nasuwa się tylko jedno pytanie: KIEDY I w JAKIM KIERUNKU następny wyjazd??!!