SNW
Menu
  • My SNW
    • Dołącz do nas!
    • My. Sekcja Narciarstwa Wysokogórskiego KW Kraków
    • Biuletyn 2 – 2019/2020
    • Biuletyn 1 – 2019/2020
  • Współpraca
  • Netykieta
  • Przejścia
  • Wiedza
  • Generacje
  • Sieć Przyjaciół
  • Skimo
    • Kalendarz wyścigów skimo 2022/2023
  • Niejednoznacznie
SNW
  • My SNW
    • Dołącz do nas!
    • My. Sekcja Narciarstwa Wysokogórskiego KW Kraków
    • Biuletyn 2 – 2019/2020
    • Biuletyn 1 – 2019/2020
  • Współpraca
  • Netykieta
  • Przejścia
  • Wiedza
  • Generacje
  • Sieć Przyjaciół
  • Skimo
    • Kalendarz wyścigów skimo 2022/2023
  • Niejednoznacznie
Niejednoznacznie

Furkot vs cyfra

Maciej Leszczyński
sty 4, 2020 1694 9
Podziel się

Większość z nas lubi rzeczy mierzalne – trudność, przewyższenie, czas przejścia, zdobycie tego lub innego szczytu. Możemy wtedy jasno określić, czy coś było wyczynem, czy jedynie wprawką. Jednak czy faktycznie współczynniki te są tak prosto mierzalne i porównywalne? I czy są najważniejsze?

Prekursor polskiej turystyki narciarskiej, Józef Oppenheim, pisał: „Stopień trudności danej drogi narciarskiej jest więc teoretycznie bardzo trudny do określenia. Zależy bowiem w stu procentach prawie od jego królewskiej mości śniegu i jej wysokości pogody. Wbrew pozorom, stromizna odgrywa trzeciorzędną rolę. Tam gdzie przy lodzie, lub szreni, kark skręcić można przy 20% kącie nachylenia zbocza tatrzańskiego, to kiedyindziej na puchu, lub firnie, gwizdać możesz, szusując ze zbocza o 40% spadzie” (cyt. Józef Oppenheim „ Szlaki narciarskie Tatr polskich”, 1936).
Tak więc, by w pełni ocenić i porównać dany zjazd, czy wielodniowy trawers, na powyższe – proste na pierwszy rzut oka – książkowe mierniki trudności, musimy brać dość znaczne poprawki, choćby na informacje o warunkach śnieżnych i pogodowych.

Foto: Maciek Leszczyński

Gdy oglądam wyczyny zjazdowe topowych ekstremistów skialpinistycznych takich jak Vivian Bruchez czy Killian Jornet (dla niezaznajomionych z pojęciem dry skiing, polecam małą zajawkę: https://www.youtube.com/watch?v=Z-NrLIBoUOM), mimo dużego podziwu dla umiejętności poruszania się w tak trudnym terenie (bo jazdy tam mało), mam też w sobie pewne przeświadczenie, iż coś w tym jest nie tak. Czegoś mi tam brakuje i zjazdy takie są w pewien sposób nieatrakcyjne. Chodzi o miernik nieoczywisty, nieuchwytny i subiektywny –  nazwijmy go za Oppenheimem „klasą”, lub może lepiej estetyką, czy stylem.

Foto: Maciek Leszczyński

Każdy z nas czyta i wykorzystuje teren zupełnie inaczej – dla jednego zjazd żlebem, będzie rozedrganą walką o przeżycie na środku pola śnieżnego, inny wykorzysta nawiany po bokach śnieg, by zrobić szybkie, efektowne pióropusze w skrętach, a jeszcze inny pewnie puści się z furkotem „na krechę” w dół kuluaru.

Wywodzę się ze środowiska freeridowego, gdzie właśnie ocena stylu, klasy i płynności jest jednym z najważniejszych kryteriów i często przyćmiewa aspekt trudności stoku. Co kryje się za ową klasą i estetyką? To sposób w jaki nasza linia i sposób zjazdu wpisuje się w krajobraz. Piękno w tym ujęciu polega na jak najlepszym połączeniu możliwości jaki daje nam teren z aspektami czysto technicznymi i sportowymi – płynnością, pewnością i dynamiką.

Foto: Maciek Leszczyński

Ów styl jest miernikiem bardzo ulotnym i ograniczonym, bo odnosi się jedynie do momentu zjazdu, a ocenę wystawiają zwykle znajomi, czekający w dolinie – przybiciem piątki, czy „klaśnięciem” kijków. Niestety nie da się nim pochwalić na stravie.

Często odnoszę wrażenie, iż wielu skiturowców goni przede wszystkim za odhaczeniem kolejnych wyczynów, cyfr, „wstawia” się w zjazdy, przykładając miarkę wspinaczkową, jakby były to powtarzalne problemy boulderowe, zapominając, że właśnie noty za styl, jak nic innego, pokazują klasę narciarską. Osobiście dużo bardziej cenię płynne i wizualnie atrakcyjne zjazdy z furkotem na prostych górkach, nad niepewne skrobanie nartami na zbyt trudnych stokach.

Foto: Maciek Leszczyński

Przy wyborze kolejnego zjazdu gorąco polecam spróbować spojrzeć na teren jak na plac zabaw, nie puszczając się najbardziej oczywistym wariantem, lecz odnaleźć małe elementy terenu mogące urozmaicić przejazd i nadać mu charakterystyczny sznyt. By na dnie doliny móc z zadowoleniem odwrócić się i z dumą popatrzyć na ten jeden, wybijający się spośród innych pewny i ładny ślad. Dla mnie uczucie satysfakcji z jakości zjazdu podbija też mój najważniejszy miernik w sporcie – „fun factor”. 


Podziel się
Autor
Maciej Leszczyński
follow the snow

Poprzedni

Zanim dynafity weszły na salony

Następny

Tour de Wildspitze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

KLUB WYSOKOGÓRSKI KRAKÓW
ul. Pędzichów 11/10A,31-152 Kraków
e-mail: kw@kw.krakow.pl www: kw.krakow.pl kontakt z redakcją: snw-redakcja@kw.krakow.pl
Back top