Kilka tygodni temu, w gronie klubowych narciarzy zastanawialiśmy się nad tym, co chcemy pokazać na 17. Krakowskim Festiwalu Górskim. Pomysłów było dużo, podobnie jak zróżnicowana jest nasza perspektywa spojrzenia na skialpinizm. Wbrew pozorom, jako instruktor byłem zdecydowanie przeciwny tematom szkoleniowym. W końcu KFG to wydarzenie wyjątkowe i warto to wykorzystać, dzieląc się czymś wyjątkowym. Przypomniałem sobie rozmowy z Karolem Życzkowskim, Grzegorzem Kabałą, czy Markiem Głogoczowskim, które prowadziliśmy zwykle w okolicach Memoriału Jana Strzeleckiego – to jest to. Nowoczesna historia narciarstwa wysokogórskiego, pozornie bliska, bo spoglądająca na nas choćby z przewodnika Karola i Józka Wali, ale jakże mało znana!
Zaruski, Zdyb, Oppenheim, Zieliński, wreszcie Czech (Bronek, nie Jacek!) i na Mischkem urywa się “biały ślad”, tak dobrze opisany do czasów II Wojny Światowej. Później mamy wpisy w przewodniku “Narciarstwo Wysokogórskie w Polskich Tatrach Wysokich” dotyczące pierwszych zjazdów opisywanymi liniami – tutaj też wyraźnie widoczna jest luka aż do czasów nam współczesnych, czyli przełomu lat 80′ i 90′. Wtedy też ma miejsce pokonanie takich linii jak Honoratka (1988 r.), Kościelec Żlebem Zaruskiego (1989 r.) czy Zachód Grońskiego (1994 r.), pojawiają się nazwiska Piotra Malinowskiego, Piotra Konopki, Edwarda Lichoty, Jarosława Krzempka etc.
Zwracam uwagę, że historia narciarstwa wysokogórskiego – czy nawet narciarstwa w ogóle – zatoczyła krąg. Pod koniec XIX wieku narty trafiły w Tatry z pobudek utylitarnych, by w kolejnych dekadach stać się sportem masowym. Póki nie powstały pierwsze wyciągi, narciarstwo miało jednak jeden dominujący nurt, z którym my się dziś utożsamiamy: earn your turns! Sprzęt archaiczny, ale umożliwiający podejście z wolną piętą i na fokach. Co było potem? Kolejka na Kasprowy Wierch, uwięzienie pięty w wiązaniach alpejskich, nóg w plastikowych butach…
Idea narciarstwa wysokogórskiego w Tatrach jednak nie zginęła, jakby się mogło wydawać. Świadczy o tym chociażby bogata historia Tatrzańskich Rajdów Narciarskich PTTK, na których pierwotnie używane były narty drewniane, takie jak przed wojną, lecz z biegiem lat powszechne stało się noszenie nart zjazdowych i butów na zmianę. Frekwencja na rajdach sięgała nawet powyżej 300 osób! Wiązania “turowe”, czyli alpejskie z możliwością uwolnienia pięty, pojawiają się sporadycznie, przywożone zza żelaznej kurtyny (jak na zdjęciu poniżej – na nartach Zbigniewa Rubinowskiego), dopiero na początku lat 90′ zaczynają wchodzić na tatrzańskie salony.
Na ten moment przełomu trafiam w rozmowie z Grzegorzem Kabałą, którą prowadziłem na 17. KFG. Historia, wyłaniająca się z opowieści ilustrowanych zdjęciami z epoki, jest siłą rzeczy subiektywna. Bynajmniej nie umniejsza to jej wartości, wszakże narrator działał w grupie osób stanowiących elitę polskiej sceny skialpinistycznej, sam również dokonując pierwszych zjazdów i powtórzeń na wysokim poziomie. Nie czas tu i miejsce, aby próbować odtworzyć prelekcję, pozostawiam więc czytelników z kilkoma wybranymi fotografiami oraz – mam nadzieję – z apetytem na pogłębienie tego jakże ciekawego tematu.
Zdjęcia: arch. Grzegorz Kabała